JEZUS NA KRZYŻU POŚRÓD DWÓCH ŁOTRÓW.

Wstrząsające uderzenie, spowodowane spuszczeniem krzyża w jamę, było przyczyną nowego obfitego upływu krwi z podziurawionej cierniami głowy Jezusa, jak również z najświętszych rąk i nóg przebitych. Utwierdziwszy mocno krzyż, wleźli oprawcy po drabinach i zdjęli powrozy, którymi przykrępowano najświętsze Ciało, by przy stawianiu krzyża nie rozdarło się na gwoździach i nie spadło na ziemię. Obieg krwi, upośledzony i zmieniony leżeniem i skrępowaniem, zaczął teraz odbywać się tym żywiej, co przyczyniło prawie w dwójnasób męczarni Jezusowi. Około siedmiu minut wisiał tak Jezus w milczeniu, jakby martwy, pogrążony w bezdenności mąk nieskończonych. W koło zapanowała także chwilowa cisza. Pod ciężarem korony cierniowej opadła najświętsza głowa na piersi; krew, sącząca się z mnóstwa ran, napływała do jam ocznych, oblewała włosy, brodę i spragnione otwarte usta. Szeroka korona cierniowa przeszkadzała Jezusowi podnieść twarz najświętszą, bez narażenia się na nowy, straszny ból. Pierś wydęta była gwałtownie i naprężona, pachy nasiąknięte strasznie, zapadłe, łokcie i piszczele u rąk jak powyrywane ze stawów. Pod wzdętą piersią widać było głęboką jamę; to brzuch tak zapadł się i naciągnął, niknąc prawie. Jak ręce, tak samo nogi i uda naciągnięte były straszliwie, że kości prawie się rozchodziły. Mięśnie i poraniona skóra tak boleśnie były naciągnięte, że można było wszystkie kości policzyć. Krew sączyła z pod potężnego gwoździa, przykuwającego najświętsze nogi, i spływała po krzyżu na ziemię. Całe ciało pokryte było ranami, czerwonymi pręgami, guzami siniakami, plamami brunatnymi, żółtymi i sinymi, miejscami skóra była zdarta i przeświecało żywe, krwawe ciało. Zaschłe rany otwarły się na nowo wskutek gwałtownego naprężenia i krwawiły obficie. Krew, z początku żywej rubinowej barwy, stawała się powoli coraz bledszą i bardziej wodnistą, ciało bielało coraz bardziej, stawało się podobne do mięsa, z którego krew wyszła. Mimo jednak tak ohydnego sponiewierania, niewypowiedzianie szlachetnym i wzruszającym był widok tego Najświętszego Ciała naszego Pana na krzyżu; co więcej, Syn Boży, odwieczna Miłość, ofiarująca się w czasie, był pięknym, czystym i świętym, nawet w tym pogruchotanym ciele Baranka wielkanocnego, obciążonego grzechami wszystkich ludzi.

Ale, jaka zmiana w wejrzeniu Jezusa teraz a dawniej! Podobnie jak Matka Boża, miał Jezus z natury cerę delikatną, żółtawą, ze złocistym odcieniem, przez którą przebijały się rumieńce. Skutkiem natężających podróży w ostatnich latach, pociemniała trochę skóra pod oczami i na chrząstkach nosowych. Pierś miał Jezus szeroką, wypukłą, nie zarosłą, podczas gdy np. pierś Jana Chrzciciela porosła była gęstym, żółtawym włosem, jakby runem. Barki miał Jezus szerokie, silne mięśnie na ramionach, takież silnie zarysowane mięśnie na udach, kolana silne, zahartowane, jak u człowieka, który wiele podróżował i często się modlił na klęczkach. Nogi miał długie, łydki muskularne od ciągłego podróżowania i spinania się na góry, stopy nader kształtne, żylaste, skóra na podeszwach była mocno stwardniała od ciągłego chodzenia boso po niezbyt dogodnych drogach. Ręce były piękne o długich, kształtnych palcach, nie wypieszczone, ale też i nie spracowane ciężką, ręczną pracą. Szyja niezbyt krótka, silna, muskularna, głowa proporcjonalna, nie za wielka. Czoło było swobodne, wysokie, oblicze o pięknym, delikatnym owalu. Włosy nie zanadto gęste, barwy czerwonawo brunatnej, gładko ułożone, opadały na grzbiet. Broda średniej długości, przystrzyżona kończasto, w środku była rozdzielona.

A teraz? Jaka odmiana! Włosy przeważnie powydzierane, a resztki pozlepiane krwią. Na całym ciele rana na ranie. Piersi wydęte, jakby połamane, pod piersiami tułów wpadły głęboko. Przez rozdartą skórę wyzierają niekiedy żebra, a nad wystającymi kośćmi miednicowymi ciało wyciągnięte tak, że cieńsze jest prawie od krzyża.

Krzyż sam był z tyłu nieco okrągławy, z przodu płaski; ramię podłużne było prawie tak szerokie, jak grube, w odpowiednich miejscach były wydrążenia. Pojedyncze części krzyża były z różnorakiego drzewa, częścią żółtawego. Pień sam był ciemniejszy od długiego leżenia w wodzie.

Krzyże łotrów były więcej ordynarne; stały na krajach pagórka po prawej i lewej stronie, niżej niż krzyż Jezusa, w takim oddaleniu od niego, że środkiem można było przejechać na koniu; zwrócone były nieco ku sobie. Z łotrów jeden modlił się, drugi szydził z Jezusa. Strasznie było patrzeć na nich, szczególnie na Gezmasa, oszołomionego napojem i jeszcze teraz objawiającego swą złość. Wisieli powykręcani, członki ich były nabrzmiałe, pokrajane sznurami, kości połamane. Oblicza ich były sino brunatne. Wargi sczerniałe od napoju i napływającej krwi, oczy zaczerwienione, wysadzone na wierzch, obrzękłe. Ryczeli z bólu, spowodowanego niemiłosiernym skrępowaniem. Gezmas z rozpaczy klął i bluźnił. Gwoździe, którymi przybite były ramiona poprzeczne, zawadzały im z tyłu i nie pozwalały podnieść głowy; drgali i wili się z boleści. Mimo, że nogi były tak silnie przykrępowane, jednak jeden z nich zdołał wykręcić jedną nogę o tyle z więzów, że kolano wystawało naprzód.